Od lat skrywam tajemnicę.

 Gdy byłem małym smarkiem to wraz z kolegami i koleżankami namalowaliśmy kredą na asfalcie plansze do gry w klasy aby oczywiście wspólnie zagrać. Jako, że akcja miała miejsce w małej wiosce przy granicy z Czechami (wtedy jeszcze granice były strzeżone przez WOP) był tam niewielki ruch, wciągu godziny przejeżdżały może ze dwa samochody dzięki czemu zabawa na niej nie była niebezpieczna, zwłaszcza, że jej jakość nie pozwalała na szybszą jazdę bo groziło to urwaniem koła. 
 Ale wracając do tematu:
Grając w te klasy z daleka widzieliśmy nadjeżdżający autobus. Zrobiliśmy tak jak zawsze, czyli przeskoczyliśmy przez  mały rów idący wzdłuż krawędzi jezdni aby być bezpieczni. 
Będąc już po drugiej stronie stronie dostrzegłem kaczki mojej babci (działo się to przy moim domu) i postanowiłem zrobić to co zawsze robi babcia, czyli je przegonić spowrotem na podwórko 
 I wtedy to się stało!
Płosząc je jedna z nich zaczęła uciekać w złym kierunku, biegła wzdłuż drogi zamiast przez nią przejść, zanim dotarło do mnie co zrobiłem było za późno. 

  Autobus nadjechał.

Tuż przede mną, na moich oczach najechał jej na głowę nie dając jej szans przeżycia. 

Zginęła na moich oczach, zginęła przeze mnie!
 Leżała na plecach, pozbawiona głowy wierzgała nogami jakby dalej biegła. 
 Uciekłem, nikomu nic nie mówiłem.
Babcia do tej pory nie wie że to ja się przyczyniłem do śmierci jej kaczki 
🪿+🚍=☠️

eM-Gie